Wywiad z Aldoną Reich – rozmawiamy o powieści „Akt trzeci”

Wywiad z Aldoną Reich

Sztuka Czytania: Dzień dobry!

Aldona Reich: Dzień dobry

SC: Bardzo się cieszę, że mogą ponownie z Tobą porozmawiać, tym razem na temat Twojej najnowszej powieści „Akt trzeci”. Rozmowy z Tobą są dla mnie niezmiernie inspirujące.

AR: Również się cieszę, że udało nam się spotkać 🙂

SC:  Powieść „Akt trzeci”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Labreto, niedawno miała swoją premierę. Jakie emocje w związku z tym odczuwasz?

AR: Myślę, że każdej premierze towarzyszą emocje, tylko za każdym razem są one inne. Pamiętam swoją radość i ekscytację przy pierwszym tytule albo obawy przy nowej powieści w innym gatunku. Jednak zawsze jest to samo pytanie: czy opowiedziana historia przypadnie czytelnikom do serca, czy zrozumieją to, co w niej zawarłam, w jaki sposób to do nich przemówi.

SC: Co stanowiło największą inspirację do napisania powieści? Skąd pomysł na powieść?

AR: Mam wrażenie, że temat straty i żałoby, odczuwanej i przeżywanej traumy jest w naszym najbliższym otoczeniu nagminnie pomijany. Osoba, która kogoś pożegnała, straciła, nierzadko boryka się z niezamierzonym ostracyzmem, wynikającym przede wszystkim ze strachu: o czym rozmawiać, czy o coś zapytać, zaoferować pomoc? A zwykle potrzebna jest tylko rozmowa, zrzucenie balastu, uporanie się z emocjami. Straciłam ojca zanim skończyłam jedenaście lat. Jedno, co pamiętam, to fakt, że w moim otoczeniu nikt ze mną o tym nie rozmawiał, a w moje głowie kłębiło się mnóstwo pytań, na które nie byłam w stanie sobie odpowiedzieć. Historia w powieści „Akt trzeci” dotyczy właśnie takich sytuacji: gdy jesteśmy zostawieni sami sobie, bo z dziwnie rozumianego szacunku nikt nie chce „rozgrzebywać ran”. Chciałam pokazać, że wsparcie w postaci profesjonalnej terapii prowadzonej przez psychiatrę czy psychologa nie jest ani modą, ani wymysłem czy fanaberią, a tym bardziej tematem tabu, tylko konieczną pomocą w przepracowywaniu traum i otwarciu się na nowy, być może nawet niełatwy etap w życiu. Ale od czegoś trzeba zacząć.

SC: Powieść chwyciła mnie za serce i wielokrotnie wywoływała wzruszenie. Jestem pełna podziwu i zastanawiam się jak udaje Ci się tak dobrze opisać emocje? 

AR: Mam nadzieję, że jestem osobą o wysokim poziomie empatii, więc pisząc, staram się wejść w emocje moich bohaterów. Odtwarzam w wyobraźni sytuacje, zdarzenia, rozmowy, zastanawiając się, jak ja bym w tym momencie zareagowała. Bywa, że współodczuwanie jest tak silne, że i mnie zdarza się uronić kilka łez, śmiać się albo być psychicznie rozbitą przez dłuższy czas. Trochę to przypomina pracę aktora nad rolą: poczuć to tak naprawdę, w pełni.

SC: To kolejna książka w której poruszasz sprawy życia codzienne, jednak trudne, nieraz tragiczne. Ile w Twoich powieściach jest z Ciebie, z Twoich przekonań i wyobrażeń o świecie, a ile z zasłyszanych historii i z fantazji autora? Jakie są proporcje?

AR: To jak zawsze jest wypadkowa doświadczeń moich lub bliskich mi osób, czasem pomysł na historię podsuwa mi nic nieznacząca rozmowa, nawet ta gdzieś przypadkiem zasłyszana, obejrzany film, inna powieść, przy czytaniu której zastanawiam się nad innym punktem widzenia przedstawionego konfliktu fabularnego. Samo życie pisze najlepsze scenariusze i choć nierzadko trudno jest nam w to uwierzyć, to jednak one nas dotyczą albo dzieją się tuż obok, stanowiąc prawdziwą kopalnię pomysłów na powieść.

SC: W „Akcie trzecim” piszesz nie tylko o żałobie i radzeniu sobie ze stratą, ale również o kłamstwie, pozorach, o poszukiwaniu siebie i o tym, jak ważna jest przyjaźń w najtrudniejszych momentach życia. Co jest szczególnie ważne Twoim zdaniem w momencie kiedy przeżywamy traumatyczne chwile i czy człowiek jest w stanie otrząsnąć się ze wszystkiego? 

AR: Jesteśmy istotami społecznymi i w niemal każdym aspekcie życia jest nam potrzebny drugi człowiek. Atawistycznie poszukujemy poczucia bezpieczeństwa, chcemy być szanowani i kochani, otoczeni troską i opieką. Gdy coś w tych relacjach zgrzyta, jest z różnych powodów zaburzone, odbija się to na naszym dobrostanie psychicznym. Tracimy zaufanie, rodzą się negatywne emocje, wycofujemy się z relacji i związków, borykając się z osamotnieniem, poczuciem krzywdy, a właśnie z tego wynikają nasze „choroby duszy”. W takich momentach potrzebna jest doraźna pomoc, wsparcie bliskich i przyjaciół, rozmowy pozwalające wyartykułować to, co nas boli, niszczy, zamyka w ciemności. To, czy z tej ciemności wyjdziemy, otrząśniemy się i ruszymy dalej, zależy od wielu czynników i myślę, że, owszem, mamy w sobie ogromną moc, ale nie każdy jest w stanie ją poczuć i wykorzystać. Głównie dlatego warto stawiać na profesjonalną pomoc, żeby dać sobie szansę.

SC: Jaka jest Twoja recepta na szczęście?

AR: Nie od dziś wiadomo, że szczęścia nie dostrzegamy, dopóki go nie utracimy. Aktualnie jestem w bardzo dobrym momencie życia i nie zastanawiam się nad tym, czy jestem szczęśliwa. Mam rodzinę, dom, grono przyjaciół i znajomych, którzy sprawdzili się w wielu trudnych sytuacjach, pracuję zawodowo, podróżuję, piszę… Być może wkrótce spełni się moje ogromne marzenie i w naszym domu pojawi się pies. Tak chyba wygląda szczęście – gdy jesteśmy wdzięczni za to, co mamy, a przy okazji w pełni świadomie, dla własnego dobra, odchodzimy od osób i sytuacji, które nas kaleczą.

SC: Czy którąś ze scen, które pisałaś, również w Tobie wywołała wzruszenie? Oczywiście chodzi o „Akt trzeci”.

AR: Było ich naprawdę wiele, szczególnie te, które pojawiają się na początku powieści. Gdy bohaterkę dotyka niespodziewana samotność, zagubienie, strach. Także wtedy, gdy powoli otwierała się podczas terapii, znajdując odpowiedzi na zadawane samej sobie pytania.

SC: Czy Twoim zdaniem kłamstwo można usprawiedliwić?

AR: To trudny i złożony temat, bo i samo kłamstwo nie jest jednoznaczne. Wiem, że kłamstwem można wyrządzić komuś straszną krzywdę, nie tylko zawieść zaufanie, ale wręcz wywrócić życie do góry nogami, a nawet zabić. Ale z drugiej strony ja wychowywałam się w domu, w którym kłamstwo mnie chroniło, było receptą na strach i przemoc, fizyczną i emocjonalną. Jednocześnie obserwowałam kolejne etapy śmiertelnej choroby moich rodziców, gdzie kłamstwo dawało ulgę, uspokajało, odwracało uwagę. Sądzę, że wiele zatem zależy od intencji, choć wiem, że są osoby, które je całkowicie potępiają. Ja, z racji wieku i życiowego doświadczenia, wiem, że wiele zależy od okoliczności. Może być bowiem tak, że sytuacja zmusi nas do zmiany poglądów: przestaniemy kłamać w ogóle albo na stałe włączymy kłamstwo do naszego życia jako jedno z rozwiązań na to, co przynosi nam los.

SC: Czy zdarza się tak, że podczas pisania nagle bohater zaczyna żyć swoim życiem, odchodzisz wtedy od pierwotnego pomysłu i wrzucasz go w zupełnie inne okoliczności, albo okazuje się, że jednak podejmuje on inne decyzje niż pierwotnie zakładałaś?

AR: Tak dzieje się bardzo często i śmiało można powiedzieć, że już się do tego przyzwyczaiłam. Moi bohaterowie nieustannie ewoluują, ja sama zmieniam do nich stosunek, bywa, że kształtuję ich na nowo, bo kolejne czytanie tekstu przynosi refleksję, że tej czy innej sceny w ogóle nie powinno być, nie mogą paść pewne słowa ze względu na scenę, którą napisałam później lub wcześniej. Jest to męczące, ale już się chyba przyzwyczaiłam. Mam nadzieję, że dzięki temu bohaterowie są spójni, kompletni, bliscy rzeczywistości.

SC:  Dla mnie ta powieść miała wydźwięk bardzo terapeutyczny. Jaki przyświecał Ci cel, jaki chciałaś uzyskać odbiór wśród czytelników? 

AR: Chciałam pokazać, że to, co nas spotyka w życiu – ludzie, sytuacje – są dla nas cenną lekcją, pozwalającą na spojrzenie na siebie z innej perspektywy, odnajdując nieznany dotąd potencjał. Dobrze, aby ktoś nam w tym pomógł. Sama jestem po terapii, która wyciągnęła mnie z koszmarnego stanu, choć wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Ludzie obawiają się spotkań z psychologiem czy psychiatrą, a przecież nie jest to coś, co nas piętnuje, wyklucza, stygmatyzuje. Profesjonalne wsparcie wciąż jest uważane za temat tabu, skutecznie zniechęcając do zwrócenia się o pomoc, co, niestety, fatalnie odbija się na naszym zdrowiu. Mam ogromną nadzieję, że historia Hanny pomoże w zrozumieniu, jak ważne jest nasza kondycja psychiczna, która bezpośrednio przekłada się na nasz dobrostan fizyczny.

SC: Serdecznie dziękuję za rozmowę!

AR: Również dziękuję 🙂



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *